Tajne programy wojska i korporacji – monitorowanie i nękanie ofiar wzięć (wywiad z dr Karlą Turner)
Poniższy wywiad przeprowadzony został przez Randy'ego Koppanga i Melindę Leslie tuż przed śmiercią dr Karli Turner, która zmarła 10 stycznia 1996 r. na szybko postępującą formę raka, na którą zachorowało w krótkim czasie równieź kilku innych czołowych badaczy zjawiska UFO. Karla Turner była bez wątpienia jednym z najwybitniejszych badaczy wzięć – być może nawet najwybitniejszym.
Randy Koppang (RK): Bardzo łatwo jest przeoczyć lub zignorować niejasne szczegóły w badaniach CE-4 (Bliskich Spotkaniach Czwartego Stopnia), tym niemniej nie umniejsza to znaczenia głównej przesłanki – mieszania się ludzi w sprawy ET oraz CE-4. Mogłaby pani skomentować sprawę powtórnych wzięć, to znaczy porywania uczestników CE-4 przez ludzi?
Karla Turner (KT): Tak! Po raz pierwszy zetknęłam się z tym, kiedy mojego męża porwali „wojskowi". Było to jeszcze zanim rozpoczęłam swoje badania. Mieliśmy własne przeżycia i staraliśmy się z nimi uporać. W listopadzie 1988 r. mojego męża zabrano do podziemnych zabudowań o charakterze czysto wojskowym i zarazem ludzkim. Zanim się pobraliśmy, mój mąż służył w wojsku dziewięć lat. Dla niego sprawa była oczywista – był to wojskowy kompleks połączony z ogromnymi magazynami. Sądziliśmy (i w rzeczywistości mogło tak być), że to placówka jednostki FEMA położona w mieście, w którym mieszkaliśmy. Było tam wiele generatorów i innych urządzeń oraz sprzętu. Widział pomieszczenia magazynowe, kiedy zabrano go z izby zatrzymań. Było tam wielu innych ludzi w stanie oszołomienia, którzy wyglądali niczym zombie, podobnie jak on sam. Wojskowi strażnicy zaprowadzili go do pomieszczenia, w którym za biurkiem siedział major w mundurze. Posadzono go przed biurkiem i pytano o charakter spotkań naszej rodziny z obcymi istotami, i co wie na temat ich celów. Był tak wściekły z powodu tego porwania, że odmówił udzielenia jakichkolwiek odpowiedzi. Starał się nawet wprowadzić siebie w stan nieprzytomności, by uniknąć konieczności odpowiadania. Był mocno rozjuszony całą sytuacją. Złoś majora rosła. Zagroził mojemu mężowi, że naszą rodzinę może spotkać coś złego, jeśli nie będzie odpowiadał. Potem wstrzyknięto mu coś w tylną część szyi i całkowicie stracił świadomość. Nie wie, czy był poddany badaniu w tym stanie. Przypuszczam, że są stany świadomości, w które można wprowadzić człowieka tak, że nie jest przytomny i jednocześnie można z nim rozmawiać.
Nazajutrz rano odstawiono Caseya do domu. Kiedy się ocknął, wciąż odczuwał działanie jakiegoś narkotyku, gdyż miał omamy wzrokowe. W stanie normalnej świadomości przypomniał sobie stosunkowo dużo z tego, co mu się przydarzyło. Z pomocą dwóch sesji regresji hipnotycznej przeprowadzonych w odstępie roku udało mu się przypomnieć wiele innych szczegółów tego zdarzenia. Nigdy jednak nie udało mu się przypomnieć, co się z nim działo po otrzymaniu zastrzyku w szyję. Wtedy nie słyszałam jeszcze o nikim, kto był porwany przez wojsko. Ani razu! Było to coś niezwykłego i zarazem bardzo oburzającego, to znaczy znacznie bardziej oburzajacego od wzięć przez obce istoty, jako że tego aktu przemocy dokonali ludzie.
RK: Uważa pani zatem, że obce istoty istnieją?
KT: Tak, istnieją istoty niehumanoidalne. Kiedy miałam pięć i pół roku spotkałam się z insektoidalną istotą. Nie wiem, skąd one pochodzą. Mogą być równie dobrze ziemskiego, co pozaziemskiego pochodzenia. Nie są do nas podobne. Niepokoi mnie to, że jeśli są istotami pozaziemskimi, to są bardzo biegłe w ukrywaniu miejsca swojego pochodzenia. Uważam również, że stanowimy dla nich źródło czegoś. Biorą od nas coś, co jest im bardzo potrzebne. Jeśli przybyły z innych układów, to z jakiego powodu mielibyśmy być dla nich witalnym źródłem czegoś, nie będąc częścią ich naturalnego środowiska? Tak więc wydaje mi się, że zakładanie, iż przybyły z zewnątrz, jest wnioskiem przedwczesnym. Co się tyczy kwestii genetycznych, uważam, że hipoteza dotycząca hybrydyzacji jest zasłoną dymną.
RK: Czy w czasie pani przeżyć doszło do czegoś, po czym zaczęły występować zdarzenia z udziałem ludzi będące następstwem pani kontaktów z obcymi istotami?
KT: Było wiele zdarzeń, które świadczyły o ingerencji ludzi. Po pierwsze, zupełnie świadomie pamiętam wzięcie przez obcą istotę, do którego doszło, kiedy miałam pięć i pół roku. Pamiętam je doskonale. Było też inne zdarzenie, które przypomniałam sobie w pełni świadomie w roku 1981. Następnie mój mąż zaczął przypominać sobie wydarzenia z udziałem pojazdów i obcych istot ze swojego dzieciństwa. Potem zaczęło dochodzić do CE-4 w czasie naszego wspólnego życia, w naszym domu. Zaczęliśmy zastanawiać się, o co tu chodzi. Do listopada 1988 r., kiedy Caseya porwali wojskowi, nie zdawaliśmy sobie sprawy, do czego może posunąć się wojsko. Od momentu, kiedy zdał sobie sprawę z tego, co się dzieje, i kiedy skontaktowaliśmy się telefonicznie z osobami zajmującymi się badaniem zjawiska UFO, zaczęły się ingerencje w nasze rozmowy telefoniczne oraz przesyłki pocztowe. Podczas dwóch pierwszych spotkań z ufologami, które odbyły się w odstępie około miesiąca od siebie, śledził nas ten sam samochód. Nad naszym domem zaczęły przelatywać helikoptery, bardzo często, o wszystkich porach dnia i nocy, helikoptery róźnego typu. Mieszkaliśmy w tym domu od pięciu lat i nigdy wcześniej nie widzieliśmy tam żadnych helikopterów. Ich loty stały się codziennością, dochodziło do dziewięciu przelotów dziennie! Tak więc wiedzieliśmy, że biorą w tym udział ludzie. Początkowo sądziliśmy, że tylko monitorują nasze rozmowy telefoniczne. Od czasu naszej pierwszej rozmowy z ufologami zaczęły się różne rodzaje ludzkiej ingerencji, np. śledzenie i cały szereg innych działań opisanych w książce.
RT: Inaczej mówiąc, kiedy wyszliście państwo z lasu i zaczęliście mówić o tym przez telefon, podsłuchali was i orzekli: ,,Mamy kolejnych"
KT: Ogólnie mówiąc, tak! Mój syn był na uniwersytecie, studiował na wydziale fizyki. Był zaręczony z dziewczyną, studentką ROTC. W roku poprzedzającym studia miała problemy ze zdrowiem i chciała zrezygnować z nauki w ramach tego programu. Była właśnie w trakcie załatwiania formalności związanych z odejściem, jednak ze względu na zbliżający się termin obrony pracy, gdyby nie zrezygnowała, musiałaby poprosić o przydział i tak dalej, i odbyć resztę szkolenia. Mimo iż nie zrezygnowała z programu ROTC (aczkolwiek wiedziała, że będzie musiała), oświadczono jej, że wciąż ma czas by wystąpić o przydział. No i poprosiła o przydział, który pozwoliłby jej być w pobliżu lekarzy, którzy ją leczyli. Jednak okazało się, że przydział dotyczy służby meteorologicznej. Kiedy już podpisała wniosek, sierżant z ROTC wściekła się i oświadczyła jej: „Nie możesz tego robić, nie możesz iść na meteorologię. Czyżbyś nie chciała dostać się do programu R&D (Badanie i Rozwój)? Tam poznasz prawdę na temat UFO i obcych istot! Może nawet będziesz uczestniczyła w badaniach i testach dotyczących tego zagadnienia"